After bun fun


Moim udanym koczkiem na czubku głowy, choć nie idealnym, cieszyłam się dzień cały i noc całą, a po dniu i nocy, nastał poranek dnia drugiego. I tak oto, nadszedł moment by sock buna rozplątać i zobaczyć, co tam z niego wyszło. Liczyłam na duże loki i trochę z moich oczekiwań się spełniło, ale również w kilku sprawach odniosłam fiasko. Choć znowu - nie jest to fryzura idealna w tym wypadku, ale też jak na moją długość włosów: nie jest źle.  Pierwszy wniosek na przyszłość jest taki, by koczka robić troszkę później. Swojego robiłam po umyciu głowy, musiałam już wychodzić z domu i włosy były jeszcze lekko wilgotne. Dało się to wyczuć, w koczku, ale myślałam, że w ciągu dnia spokojnie wyschną. Nie wyschły, co więcej, gdy rozpuściłam włosy 24h później, część nadal była wilgotna. Średnio to rozsądne z mojej strony, wiem przecież, że moje włosy są dość grube, jest ich dużo i schną długo. Mądra Polka po szkodzie. Finalnie jednak uzyskałam fryzurę w guście twórczego nieładu z inklinacjami lokowymi.  I znowu stosuję moją złotą zasadę: coś jest nie tak? Przecież tak miało być! 




3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodka fryzurka :)
    A czy ten kolor na włosach jest efektem Londy i Garniera 111, czy też czegoś innego? Byłabym bardzo wdzięczna za odpowiedź :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za chęć podzielenia się spostrzeżeniami i równocześnie uprzejmie proszę: nie spamuj. Komentarze z linkami auto- lub cośpromocyjnym zostaną usunięte.

back to top