Tworząc tytuł tego posta zaczęłam się zastanawiać, czy nazywanie siebie Włosomaniaczką jest akuratnie i czy przypadkiem nie schlebiam sobie w tej materii. Włosomaniactwo kojarzy mi się nie tylko z intensywnym dbaniem o włosy (co, jak sądzę, robię), ale również z dużą wiedzą na temat produktów, składów, działania poszczególnych substancji, powietrza itd. Ja - przyznam szczerzze - jestem zbyt leniwa na takie intensywne działania. Pewnie ze szkodą dla własnych włosów, bo gdyby wreszcie, po tylu miesiącach, chciało mi się zrobić test porowatości włosów (albo chociaż porządnie wczytać w temat), gdyby chciało mi się nauczyć podstawowych nazw składów (poza SLS), byłyby jeszcze piękniejsze. Z drugiej jednak strony włosy są w centrum mojego pielęgnacyjnego zainteresowania, nie wybieram produktów bezmyślnie, jakąś podstawową wiedzę o ich działaniu mam, intensywnie je odżywiam, dbam, sprawdzam kolejne rzeczy. No i - w moim przypadku - misternie układam. Ciekawa też jestem jak właśnie to ostatnie się wpisuje we Włosomaniactwo. Z jednej strony idealnie - układam włosy, plotę włosy, kręcę włosy, czeszę włosy. Pokazuję ich możliwości. Włosy, włosów, włosom, włosy, włosami, włosach. Z drugiej jednak strony część zabiegów - tapirowanie (choć to robię bardzo rzadko), lokówkowanie (już częściej) - niekoniecznie tym włosom służą. Odrębną kwestią jest też staż - kiedy stajemy się włosomaniaczkami? Jeżeli wyrzucimy stare szampony i kupimy pięć olei? Założymy bloga i nazbieramy 10000 obserwatorów? Ciekawa jestem Waszego zdania w tej materii, co dla Was znaczy Włosomaniactwo?
Tymczasem ad meritum :) Jak Włosomaniaczka radzi sobie w podróży? Przyznam szczerze, że do niedawna wybierałam produkty, które chce wziąć i tachałam je ze sobą. Siłą rzeczy nie było ich dużo, więc podczas np. miesięcznego wyjazdu używałam prawie non stop tego samego szamponu i odżywki. Tymczasem zupełnie niedawno odkryłam proste, małe buteleczki z Rossmana. Doprawdy, nie wiem dlaczego dopiero teraz synapsy odpowiednio mi zapracowały i wysnułam wniosek: aaaaa, to może się przydać.
I tak oto mam kilka buteleczek, które świetnie sprawdzają się w podróży. Nie tylko jako dobre do przewożenia w bagażu podręcznym, gdy mamy ograniczenia ilościowe (i tek przeważnie nadaję bagaż), ale po prostu dlatego, że mogę wziąć kilka rodzajów szamponów, odżywek i masek. W buteleczkach zakręcanych trzymam maskę i dwie odżywki. W butelkach z pompką mam dwa szampony i olejek, który służy mi zarówno do olejowania włosów, jak i zmywania makijażu.
W prawdzie raczej nie mam problemu z poznawaniem produktów po zapachu czy kolorze, ale dla pewności mam też podpisane wieczka o - odżywka, m - maska.
W Rossmanie można też kupić przeźroczyste kosmetyczki. Też zawsze ich kupuje kilka (bo przeważnie w czasie podróży mi się rozwalają, ale to nie szkodzi, bo są naprawdę tanie). Pomagają cudownie porządkować rzeczy w trakcie podróży. Tutaj widzicie rzeczy do włosów: wsuwki, gumki, klamrę. Ale wykorzystuję ją również np. na schowanie produktów do paznokci: z dwa ulubione lakiery, pilnik, waciki i zmywacz. Chowam też do niej właśnie osobno waciki i patyczki do uszu. Tak naprawdę możliwości są nieskończone i bardzo ułatwiają organizację walizki i kosmetyczki.
Te rady są bardzo proste i pewnie część z Was je zna, jestem też ciekawa, jakie Wy macie sposoby na kosmetyki w czasie podróży.